Pierwszy rok "na swoim"

Od roku nie pracuję. To znaczy – nie pracuję gdzieś, u kogoś, nie "chodzę" do pracy. Pamiętam doskonale ten dzień rok temu, kiedy po raz pierwszy obudziłam się i nie musiałam nigdzie iść. Dziwne to uczucie – niby ogromna ulga i wolność (pierwsza myśl: co z tą wolnością zrobić?!), ale z drugiej strony ciężar, który mam do dzisiaj, polegający na przeświadczeniu, że tej odwagi i krzty szaleństwa nie można zmarnować. Bo myślę, że mogłoby ich braknąć ponownie w przyszłości. 

Warto jednak wspomnieć, jakie było przedpole do tej decyzji, która kiełkowała we mnie tak naprawdę latami. Pierwszą pracę zaczęłam już na …